piątek, 27 listopada 2009

First day

Czwartek, 8.20, Szczecin... Biegiem do pracy, cholerny pociąg znów się spóźnił!
Metro? Fajnie, że ktoś rozdaje tą gazetę na stacji, lubię ją czytać do śniadania.
Śniadanie... przekładam kolejną stronę, czytam...
No, a teraz przewińmy czas do 8.30 kiedy to zjawiam się w biurze, włączam komputer, idę do kuchni, włączam czajnik, nasypuję kawę do kubka i ...wyciągam papierosa, podpalam, zaciągam się. Jakie to mądre! Tym bardziej, że na pusty żołądek osoby, która rok temu borykała się z wrzodami żołądka i ma dopiero 22 lata jedne studia za sobą, drugie w trakcie, plany i jak ktoś zapyta czy ma ochotę umrzeć to oczywiście odpowie- ależ skąd! A tu? sama sobie trumnę strugam!
Ok, wróćmy do śniadania i tego artykułu. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie co robię ze swoim życiem i jak inni nie mają wyboru, liczą na czyjąś pomoc, chcą żyć! Przeczytałam, zrobiłam ksero i dałam swojemu palącemu dyrektorowi i koleżance. Zaczynam walkę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz